Maholich spojrzał na słuchającą i dokończył dobrodusznym uśmiechem.
Nie zaspokoiwszy ciekawości, podrażniona jejmość wzięła swoją świecę ze stolika i nie dawszy dobranoc pułkownikowi, żywo odeszła do swego pokoju.
Maholich długo jeszcze palił gasnące mu ciągle cygaro i nie straciwszy przywiezionego od księżnej dobrego humoru, — poszedł nareszcie na spoczynek, nucąc jakąś starą piosenkę.
Nazajutrz wcale inną obudziła się córka pułkownika. Wchodząca do niej zrana pani Balbina znalazła ją w usposobieniu wesołem i szyderskiem. Wiedziała już że wypytując się, o niczem się nie dowie, a udając obojętną, wywoła wszystko o czem wiedzieć chciała.
Choć znać na niej było zmęczenia trochę, Rolina, jak zawsze, była cudnie piękną. Oczy jej blask miały nadzwyczajny, usta różowe śmiały się, główka podnosiła dumnie. Ubrana na rano w szlafroczek tyftykowy, który w poważnych fałdach spadając, piękne jej kształty pół osłaniał, na pół uwydatniał, z włosami fantastycznie rozrzuconemi — nawet niechętnej pani Balbinie Boehm wydała się zachwycającą. Od wczora przybyło jej jeszcze trochę dumy i pewności siebie.
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/63
Ta strona została uwierzytelniona.
59