— Mam nadzieję — odezwała się zasiadając do przyniesionej kawy — że wczorajszy wieczór nie będzie stracony. Strzelałam zwycięzko, padło ofiar mnóstwo! nie oszczędzałam nikogo! Młodzi i starzy tracili głowy! A, jak niektórzy z nich śmieszni byli? Gdybyś widziała tego starego, sztywnego, łysego, z nawpół siwemi kotletami na długiej twarzy, z ogromnemi żółtemi zębami — anglika, jak się pod mojem wejrzeniem roztapiał, miękł, czynił giętkim, odmładzał, rozgrzewał, zapominał i całą swą brytańską tracił powagę!! A młode to książątko, cherubinek ten, Rudolf — gdybym mu była kazała skoczyć w ogień czy w wodę...
Rozśmiała się sucho, zimno, pogardliwie.
— Amerykanin — ciągnęła dalej — wiesz, ten o którym ci mówiłam, milioner, figura zagadkowa — jadł mnie oczyma. Zapomniał się zupełnie, osłupiał! Bardzobym ciekawa była dowiedzieć się na pewno kto on jest. Powiadają że ma całe skrzynki brylantów i drogich kamieni. A! mógłby mi anonime przysłać kolie brylantowe i kolczyki.
— I tybyś je przyjęła?
— Anonime? dla czegoż nie! — rozśmiała się
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/64
Ta strona została uwierzytelniona.
60