żę Platon urządzał je z wielką umiejętnością i staraniem o wygody.
W parę dni potem kolej przyszła właśnie na dawno już zapowiedziany zamek i grotę św. Andrzeja.
Książę, Rolina i nieodstępna dotąd baronowa Keperau, która do końca wytrwać obiecywała, odkrytym powozem ruszyli w stronę Turynu i rzeczułki Paillon.
Lecz nim dojechali w pustą okolicę, której całym wdziękiem jest dzikość jej i niepopsuta przez człowieka żadnemi upiększeniami natura; musieli pomijać cały szereg nowo pozakładanych willi. Konie szły powoli, oglądano się ciekawie.
Wśród innych, dał się widzieć mały domek w szwajcarskim stylu, z przybudowaną do niego werendą, którą całkiem okrywały kwitnące glicyny. Obrazek jakby dla malarza stworzony, oczom się ich przedstawiał. Od strony ulicy i ogródka, który tylko kaktusy bujne od drogi dzieliły, pod werendą siedziała staruszka ze srebrnemi włosami, smutną ale wypogodzoną twarzą. W ręku trzymała robotę, około której palce tylko pracowały bezmyślnie, gdyż głęboko była zadumaną. Głowa jej, ręce drgały mimowoli, trzęsły się bezsilnie.
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/652
Ta strona została uwierzytelniona.
74