Dosyć już osob przybyło i salony się napełniały, towarzystwo ożywiać zaczęło, gdy w progu ukazał się Adam Morimer.
On także należał do dobrych przyjaciół księżnej, która ze szczególnemi względami była dla utalentowanego młodzieńca, obawiając się może aby resztka dawnej, zawiedzionej pasyi, w ocet i żółć obrócona, nie wylała się na nią w jakiej piosence lub obrazku — bo Morimer pisał poezye piękne i malował jak artysta.
Adam był mocno zmieniony. Dawne jego marzycielstwo, pogonie za ideałami dni młodych, ustąpiły teraz usposobieniu, w którem ironia gorzka górę brała... Stał się sceptykiem, dosyć obojętnym na sprawy świata, nie mogąc mu jednak darować że się dawniej rajem przedstawiał, a w końcu okazał — kałużą.
Typ całkiem odmienny, co do powierzchowności i męzkiej piękności. Morimer nie gasnął nawet przy księciu Platonie.
Zobaczywszy go przesuwającego się księżna kilka kroków podeszła ku niemu, z uśmiechem ładnym na ustach, wdzięczących się dziecinnie.
— Tak dawno was nie widziałam! — odezwała się. — Dziś, winnam zapewne urokowi muzyki, żeście sobie mnie przypomnieli. I przycho-
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/678
Ta strona została uwierzytelniona.
100