Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/680

Ta strona została uwierzytelniona.
102

Piękny Bronisz w istocie, opalony, ubrany trochę z wiejska, wyglądał niedźwiedziowato i miał fizjognomię zadomowionego, szczęśliwego szlachcica, który niewiele o świat dbając, ani się do niego na strój, ani na minę nie wysila. Śmiała mu się dobrodusznie, poczciwa, okrągła, rumiana twarz, choć oczki biegały niespokojnie.
Spartej na jego ręku Pepi, także poznać było trudno. Skromne, wesołe dziewczątko wykwitło na dosyć poważną mężatkę, śmiałą i pewną siebie, nawykłą do panowania na wsi wszystkim nie wyłączając męża, który opanowanym być potrzebował. Z dawnego wyrazu twarzyczki jedna łagodność i dobroć jej pozostały.
Księżna z otwartemi manifestacyjnie rękami pośpieszyła naprzeciw nim, wpatrując się w zmięszanego Bronisza, któremu dłoń podała.
Siliła się próżno coś powiedzieć im, mimowoli czuła się poruszoną i gniewała za tę słabostkę na siebie. Pepi śmiało, przytomnie, jasnym swym uśmiechem i głośnem powitaniem, wywiodła ją z zakłopotania.
Oboje małżonkowie, wśród tego towarzystwa stolicy, mieli tak wybitne znamię wieśniacze, iż wszystkie oczy zwracali na siebie. Rolina dostrzegła że i Pepi i mąż jej utyli i — postarzeli;