Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/684

Ta strona została uwierzytelniona.
106

Był to wystrzał — a bout portant.
Bronisz jąkał się, przemówić długo nie mógł — był zburzony — przelękły.
— Nie budź wspomnień umarłych — odezwał się poważnie.
Milczeli chwilę. Stach dodał cicho:
— Nie mogę być szczęśliwym, ale jestem spokojnym.
— Starczy ci to?
Nic nie odpowiedział Bronisz.
— A ty? — zapytał nieśmiało.
Rolinie błysnęły oczy.
— Jak sądzisz? — odparła z ironią. — Prawda? wszystko się składa na oszukanie ludzi, — możnaż nie być szczęśliwą, z takim antynousem jak mój mąż, z takim krezusem jak on, z takim miłym i dobrym człowiekiem? Możnaż nie być szczęśliwą tak się uśmiechając jak ja, tak się trzpiocząc swobodnie?
Głos jej coraz bardziej gorzkiem szyderstwem przerażał Bronisza, który bladł słuchając.
— Przypatrz się księciu — ciągnęła dalej — niema straszniejszego, zimniejszego, okrutniejszego despoty na świecie nad mojego pana! Nienawidzę go!
Stach osłupiał.