Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/690

Ta strona została uwierzytelniona.
112

który pod koniec chodził jak struty — przeciągnął się dłużej niż zwykle.
Wieczerza wykwintna, szampan, którego wypito niezliczoną ilość butelek, wesołość do najwyższego stopnia spotęgowały. Zabawa zmieniła się w bal, taniec ochoczy z początku, szalony w końcu.
Godzina była trzecia po północy, gdy księżna pożegnawszy ostatnich gości, znużonym krokiem weszła do sypialni, w której na nią dwie służące oczekiwały. Rzuciła się na kanapkę, bezsilna, zwieszając głowę ociężałą.
Jedna ze sług zbliżała się aby jej rozwiązać włosy, gdy — zapukano do drzwi.
Było to — zuchwalstwo niesłychane.
Nikt inny naturalnie dopuścić się tego nie mógł prócz księcia — lecz i on nie powinien się był ważyć! Rolina rozgniewana podnosiła się już, chcąc zabronić mu wejścia, gdy Platon ukazał się w progu. Nie zważał wcale na groźne żony oblicze, która zawołała poruszona.
— Ja padam ze znużenia! Proszęż mi dać pokój... Jak można było...
Platon nie dozwolił jej dokończyć, wzrok je go więcej mówił niż słowa.