Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.
66

Ubrawszy się Maholich wyszedł rzucić okiem na salon. Zbliżała się dwunasta; po pierwszej godzinie jadano. Roliny już w domu nie było. Ustroiwszy się w bardzo eleganckie futerko, w kapelusiku modnym, w którym było jej do twarzy, przejrzawszy się w zwierciadle ze stron wszystkich, według ułożonego zawczasu programu wyszła na miasto.
Nie chciała tracić czasu; mogła albo jednego ze zdobytych mocniej do wozu przykuć, lub nową jaką ofiarą pomnożyć dosyć już licznych niewolników.
Celem jej przechadzek były zawsze prawie, w pewnych godzinach miejsca oznaczone, gdyż w ten sposób mogła być pewną, że się spotka z którym z adoratorów czyhających na czarodziejkę.
Oprócz rachuby na przyszłość, bałamucenie to ludzi i siebie stało się dla niej nałogiem, sprawiało jej rozrywkę, nie dopuszczało się nudzić. Balbina przestrzegała że to może ją skompromitować.
— Ja? skompromitować się? — odpowiadała z uśmiechem. — Ja?
I pogardliwie ruszała ramionami. Była tak