Zwolna zaczęli iść razem ścieżynką. Rolina poważniała znowu, musiało to należeć do jej roli.
— Pan mnie znasz trochę — odezwała się ton zmieniając i z wyrazem prawie smutnym spoglądając na towarzysza. — Ja tych tłumnych zabaw, w tym świecie komedyantów nie lubię... Wstręt mam do towarzystw sztywnych, do tej atmosfery kłamstwa, którą one oddychają — ale — musiałam uledz naleganiom księżnej i spełnić wolę mojego ojca...
— Reporter i wszyscy co tam byli, a mieli szczęście panią oglądać — przerwał młody pan, świadczą żeś pani była, jak zawsze, zachwycająca, i blaskiem swym zaćmiłaś wszystkich...
— A! a! — ruszając ramionami poczęła Rolina. — Prawisz mi pan grzeczności jak najpospolitszy salonowiec... Pan wiesz że te tryumfy są mi rzeczą zupełnie obojętną...
Słuchacz uwierzył czy nie temu zapewnieniu — odgadnąć trudno — ale wywołało ono bardzo żywy wykrzyknik:
— Prawda że w tych towarzystwach, ani szczerości, ani serca szukać nie potrzeba i znaleźć nie można — ale, niemniej mogą one być zabawne jako widowisko i nauczające, niemniej od pospo-
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/75
Ta strona została uwierzytelniona.
71