litego teatru. Niebezpieczne zaś są tylko dla tych, co żetony biorą za dobrą monetę.
— O! przynajmniej nie ja! — z pogardliwym uśmiechem przerwała Rolina. — Wierz mi pan że chwila poważniejszej rozmowy, w której czasem czuć bijące serce, stokroć mi jest milszą nad te popisy, komedye, udawane czułości, grzeczności fałszywe, uśmiechy nieszczere i słodycze zatrute.
— Miałaś pani zręczność widzieć tam cały nasz, najświetniejszy świat stolicy, to co się par excellence zowie światem, bo — reszta... dla niego nie istnieje...
— Świetny w istocie — mówiła Rolina, zastosowując się do tonu swego towarzysza — błyszczący, to prawda, ale na tych pięknych jego piórach kończy się podobno wszystko...
A pan — dodała obracając się ku niemu — nie byłżeś ciekawy? nie chciałeś się postarać...
— Ja? — odparł młodzieniec. — Boję się ażeby to co powiem nie wydało się przechwałką śmieszną. Ja? nie byłem w istocie ciekawy. Ojciec mój i ja mieliśmy zaproszenia, on był podobno — ja nie poszedłem. Trudno mi się wytłómaczyć, bo byłbym panią mógł tam widzieć — i to samo powinno było mnie pociągnąć — a jednak (spuścił oczy) — nie poszedłem może dlatego abym jej
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/76
Ta strona została uwierzytelniona.
72