przybyła, zda się tylko, by go pogrzebać. — Nie zostało po nim ani nawet tyle, ażeby bez pomocy towarzyszów przyzwoity pogrzeb sprawić było można. Złożyli się po cichu koledzy na grób i kamień prosty, na którym niezręczny rzeźbiarz wyrył z omyłkami nazwisko i dzień zgonu. Książki przekazał bibljotece szkolnej przed zgonem, garderobę dostał Benedykt zapewniwszy ją sobie pono za życia. Siostrze zostały papiery w które całą pracę długich lat złożył, nieocenioną przez nikogo.
Po cichym tym pracowniku, którego w szkole nikt prawie za życia widzieć się nie zdawał, który sobą nie zajmował nikogo, została jednak próżnia, która po zgonie dopiero czuć się dała. Ubogi uczeń nie miał pójść do kogo o pomoc, radę i opiekę; ręki tej niewidzialnej zabrakło.
Benedykt przeniósłszy się do bliskiej wsi, zajął tam, jak mówiono, obowiązki zakrystyana.
Przed zgonem jeszcze miał tę pociechę profesor, że już o los Radyga mógł być spokojnym. Erazm pomodliwszy się na grobie Matki, na który przed odjazdem, nie mogąc nagrobka postawić, sam własnemi rękami kamieni polnych naznosił, i niemi go opasał, wyruszył do Wilna. Miał tam gotowe już miejsce, które mu mieszkanie, stół i mały dodatek zapewniało. Z odwagą i chciwością nauki rzucił się tedy na medycynę. Razem z nim przybył prawie Robert studiować nauki kameralne, lecz w kilka miesięcy, z woli Ojca przeniósł się do Berlina. Tak znikli sobie z oczów towarzysze szkolni, przyrzekając przyjaźń dozgonną. Radyg został sam i szedł dalej obraną drogą. Był on jednym z najlepszych uczniów, upodobanych Sniadeckiemu, i w przedostatnim już roku celował tak nad innymi, że mu katedrę przepowiadano. Lecz wprzódy jeszcze rodzina, u której go Narymund umieścił, opuściła Wilno; znalezienie zatrudnienia, któreby nie przeszkadzając nauce, chleb do niej dostarczało, było trudnem. Radyg musiał się zapisać na koszt Uniwersytetu, co za sobą ciągnęło wysługę lat kilku. Na celu mając wykształcenie, tę drogę znajdował jeszcze najmniej uciążliwą, mógł się bowiem cały oddać nauce...
Zajęty nią tak dalece, że wakacye spędzał na dobrowolnej służbie przy szpitalach i czerpaniu w bibljotece, Erazm odosobniony, odcięty, od kraju, nie miał sposobności dowiedzieć się nawet o losie towarzysza. Robert, który przyrzekał pisać często i regularnie, dwa tylko listy nadesłał z Berlina. Na późniejsze powtarzane Radyg nie odbierał już odpowiedzi. Wytłomaczyło się to dlań wiadomością przypadkowo zasiągniętą od jednego z towarzyszów, który z okolicy zamieszkałej przez prezesowstwa pochodził, iż Robert Matkę stracił, a po jej zgonie długo zwlekana katastrofa pozbawiła ich resztek majątku..
Dopóki żyła Prezesowa, starano się oszczędzając jej zmartwienia, trzymać ten podkopany gmach, który stoczony potem runął nagle i gruzami pozostałą przysypał rodzinę. Prezesowi ocalono mały folwarczek o kilku włókach; co się stało z Robertem, nie wiedział nikt, to pewna, iż przy Ojcu go nie było, i że po śmierci Matki wyruszył w świat i zniknął.
Radyg pisał, dopytywał, starał się zasięgnąć jakiejś wiadomości, lecz opowiadania były tak sprzeczne, iż z nich nic pewnego wyciągnąć się nie dawało. Mówili jedni, że kosztem rodziny kończył nauki w Uniwersytecie, drudzy, że wszedł w służbę w odległych prowincyach, niektórzy utrzymywali, iż się miał żenić czy też ożenił bogato. Ostatnia powieść ze względu na młody wiek jego, najmniej była prawdopodobna; Radyg wcale jej wierzyć nie chciał.
Skończywszy naukę medycyny i otrzymawszy wkrótce potem stopień doktora, Radyg z rozporządzenia władzy został lekarzem wojskowym. Dawało mu to obszerną praktykę, która jest nauką wielką, i przy prawym a szlachetnym charakterze, możność odznaczenia się jako człowiekowi na którego uczciwość liczono. Nadzwyczaj też szybko postępując ze stopnia na stopień, okazawszy gorliwość i umiejętność szczególną w urządzeniu szpitalów, w lat kilka zajął Erazm stanowisko o którem nawet marzyć nie mógł. Ceniono go jako lekarza, więcej może jeszcze jako niezmordowanej pracy i miłości bliźniego człowieka poświęcenia, który w spełnianiu obowiązków znajdował nagrodę.
Sierotka ów liczył się naówczas do najwyższych urzędników w zarządzie lekarskim i wpływ miał wielki wszędzie. Znano go z tego, iż nigdy siebie nie miał na celu, służył naprzód biedniejszym bliźnim i tym którzy opieki nie mieli, potem sprawie nauki i światła. Najtrudniejsze posłannictwa powierzano jemu. On sam narzucał się gdzie widział niebezpieczeństwo, lub czuł zdobycz nową dla przyszłości. — Taka jest siła charakterów szlachetnych, iż one wszędzie nie dobijając się niczego, nie troszcząc o własny los, dochodzą z łatwością tam, gdzie drudzy intrygami, zabiegami i nikczemnem upadlaniem dojść nie mogą.
Zazdroszczono Radygowi, ale nikt nie miał odwagi naśladować go, ani talentu i nauki któremi się odznaczał. Chociaż sypał szczodrą dłonią co mu, jako lekarzowi, przychodziło obficie, sam nie wiedząc jak stał się bogatym. Życie surowe, obyczaje w których czuć było dumne ubóstwo, dozwalały mu oszczędzać, nie wiedząc prawie iż zbierał.
Przerzucany z miejsca na miejsce, z jednej świata półkuli na drugą, przerzynając kraj w różnych kierunkach, Radyg starał się dowiadywać wielekroć o Robercie. — Nie umiano nigdzie powiedzieć mu nic o nim. Już to milczenie źle wróżyć kazało — Erazm wzdychał myśląc, iżby teraz łatwo mógł mu być użytecznym i stary swój dług spłacić, lecz szukał próżno pożądanej zręczności.
W roku 185... jako jeneralny inspektor szpitalów, których reformę przedsiębrać miano, Radyg przybył w lecie do Kamieńca Podolskiego. Miał tu do oglądania rozłożone po prowincyi lazarety wojskowe, szpitale więzienne, zakłady prywatne, i musiał się na dłuższy nieco czas zatrzymać. Ukazująca się cholera w kilku sąsiednich miejscowościach, dozwalała mu wypróbowania nowych środków, o których skuteczności chciał się przekonać. — Korzystali też chorzy okoliczni z przybycia głównego lekarza, i chwili odpoczynku nie miał prawie..
Był to naówczas mężczyzna w sile wieku, pracowitem życiem ukrzepiony, zdrów, spokojnego oblicza, które nigdy pięknem nie było ale miłem być umiało, w obejściu łagodny i energiczny, — uśmiechający się pogodą wielkiego rozumu i serca
Strona:PL JI Kraszewski Bracia mleczni.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.