Hrabina nie sprzeczała się, nie zaprzeczała — lecz nie zdawało się jéj to obchodzić wcale. Pułkownik wreszcie obawiając się wydać ze zbytnią gorliwością, nagle przedmiot rozmowy odmienił.
Wieczór zszedł dosyć smutnie... Pan Adolf wymknął się, nie chcąc za piérwszym razem okazać się nazbyt natrętnym.
Drugiego dnia, dziwnym zbiegiem okoliczności, właśnie o téj godzinie, gdy hr. Lambert zawsze bywał u matki, oznajmiono wizytę hr. Julii.
Zawahał się z początku chcąc ujść, lecz za późno już było, musiał pozostać.
Hrabina była tego dnia tak skromnie a smakownie ubrana, tak wyglądała na męczennicę i ofiarę, że można było się rozrzewnić nad jéj losem. Eliza nie była zmieniona wcale, szła ze swą dumą, obojętnością, lekceważeniem, zadumą jakąś i powagą, jak ze starego obrazu galeryi jakiéjś monarchicznéj wydarta postać. Ona nie zniżała się nigdy, gdy nie chciała, do odegrywania jakiéjś roli.
Rozmowa się zaczęła od ubolewań nad — procesem, o którym coś zasłyszała hr. Julia...
Hr. Lambert był zmuszony zabawiać Elizę, która popatrzawszy na niego długo, z dziwném natężeniem wzroku, poczęła swym zwyczajem rzucać pół szyderskiemi pytaniami.
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/123
Ta strona została skorygowana.