ważne i brzmiały z jéj różowych usteczek dziwnie trochę.
Gdy nareszcie po dosyć przedłużonéj wizycie, hr. Julija spojrzawszy na zegareczek, zerwała się wyrażając podziwienie, że tu tak jéj czas zszedł prędko, iż ani się postrzegła, że mogła być ciężarem gospodyni, gdy obie panie wyszły przeprowadzone do sieni przez Lamberta, a on nareszcie wrócił do matki zastał ją wspartą na ręku i zadumaną smutnie.
Syn i matka milcząc, na siebie się popatrzyli.
— Rzadko mnie co tak niecierpliwi jak ta ich dzisiejsza wizyta — poczęła staruszka. O! co za talent do grania komedyi salonowéj mają te dwie doskonałe aktorki! Jak ich każde słowo, ruch, intonacyja, były obrachowane! Co za fortel doskonały wywabienia ciebie do kwiatków, aby bez świadka kokietować czarującemi półsłówkami! A ta Julia?
Nie dokończyła pani Laura.
— A! mój Lambercie, rzekła po namyśle: miałeś słuszność, żeś od nich chciał uciekać. Napróżno człowiek widzi i czuje całą tę grę tak kunsztownie utkaną; mimowolnie czyni ona wrażenie.
Eliza ze mną udawała niezmiernie poważną; jakąż była z tobą?
— Równie seryo! odparł hrabia.
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/131
Ta strona została skorygowana.