nie ożenić, nie tak majątkowo jak kolligacyjnie — matka nie żałowała niczego. Zapowiedziano wieczory i bale.
Do osób, o których względy najwięcéj chodziło matce hr. Zdzisława, należała hr. Laura. Zabiegano wielce, aby jéj życzliwość pozyskać, i wyrobić sobie zaszczyt przyjmowania jéj w swym domu. Starano się i o Lamberta, który nie miał powodu drożenia się z sobą, choć młodego Zdzisława nie bardzo lubił.
Pierwszy świetny wieczór u państwa Stanisławowstwa się zbliżał, został zapowiedziany; sama pani wymogła na staruszce, iż się u nich „choć na momencik“ pokaże... Lambert przyrzekł także bytność swoję.
Razy kilka Zdzisław przychodził się o to domagać i przypominać mu, aby nie chybił.
Hr. Laura uśmiechała się z tego... Dla niéj, a nawet dla Lamberta najznośniejszym z téj rodziny był bardzo potulny i nizko się kłaniający ojciec; który czasem po cichu mówiąc o przeszłości, dodawał żartobliwie: „Wówczas kiedy jeszcze hrabią nie byłem!“
I dziwnie ramionami poruszał. Dniem przed wieczorem ponowiono wizytę i zaproszenia.
Lambert, który z rana tegoż dnia spotkał w trzecim domu Elizę, nie przyznał się przed matką, że mu śmiejąc się powiedziała, gdy im przerwano rozmowę:
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/134
Ta strona została skorygowana.