— Mam nadzieję jutro pana widzieć u państwa Stanisławowstwa, i długą, długą wynudzić go rozmową, bo bardzo lubię z panem mówić!
Wyznanie to utkwiło mu w pamięci; był jak tancerz do kadryla zawczasu zamówiony już do rozmowy, któréj grzeczność kazała szukać nie unikać.
Spotkanie to krótkie dziwnie na niego podziałało, więcéj niż niejedno dłuższe widzenie Elizy; była tego dnia śmielsza, niemal zuchwała, rzuciła kilka pytań dwuznacznych, na które oczyma tylko mógł odpowiedzieć Lambert... Przed wieczorem miał taki moment niepewności jakiejś i strachu, że już rozmyślał nad tém, czy się nagłą nie wymówić słabością — w ostatku powiedział sobie, że toby było impertynencyą, i — poszedł.
Z tego, cośmy o starych państwu Stanisławowstwie powiedzieli, domu ich domyślić się łatwo. Nowi hrabiowie są zawsze troskliwsi o to, jak się wydadzą, niż starzy. Matka pana Zdzisława, przesadzała w tym względzie pilnując tak formularzy, iż w jéj domu nie brakło najmniejszéj drobnostki wchodzącéj do inwentarza dobrego tonu.
Przepych musiał być wielki, nie żałowano na nic; fortuna pracowicie zebrana przez pana Stanisława, starczyła na wszystkie fantazye.
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/135
Ta strona została skorygowana.