— Wierz mi pan, że nie gram komedyi, że mówię co czuję i myślę, że zasługuję na trochę współczucia...
Ostatnie słowa wypowiedziawszy wzruszona mocno, podała rękę hrabiemu, spojrzała na niego znacząco i szybko oddaliła się, szukając Gertrudy.
Hrabia Lambert stał dosyć długo, nie mogąc przyjść do siebie... Naostatek pomiarkował, iż mogą na niego patrzéć ludzie, czegoś się domyślać, i natrafiwszy najbliżéj stojącego Leliwę, począł z nim żywą rozmowę.
Pułkownik w czasie gdy napastliwa hrabianka mówiła z Lambertem, stał niedaleko, nie słyszał wyrazów, ale gra fizyognomii nie uszła jego oka... Domyślał się wcale może czego innego w rozmowie z Elizą, wtém co ona śmiejąc się, wdzięcząc trochę, rzucała na Lamberta, jakby go spętać chciała i okowanego za sobą poprowadzić — widział jednak, że tu zaszło coś stanowczego. Twarz hrabiego i jego roztargnienie utwierdzało go w tém mniemaniu. Był z nadzwyczajném uwielbieniem dla téj czarodziejki.
— Przejdzie matkę! mówił sobie w duchu...
Hrabina Julia, pomimo że miała przy sobie cały rój młodzieży i swojego ulubieńca Zdzisia, nie spuszczała też oczu z córki. Postrzegła jak przypuściła śmiały attak do Lamber-
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/142
Ta strona została skorygowana.