— Jakże żyć? i po co żyć? spytała Eliza. Więc nie ma ideałów, ani ideału? więc skazani jesteśmy na wieczne zawody... A to okropnie!
Z tyłu zachodzący Zdziś przerwał rozmowę...
— Co pani sobie podać każe? zapytał.
— Skrzydełko ideału! na Boga! zawołała Eliza.
— A! to trudno! rozśmiał się wice-gospodarz...
Hrabia nie pijesz? rzekł z drugiéj strony grubym głosem sam pan Stanisław...
Dziwaczna rozmowa pękła.
Są doprawdy ludzie bardzo szczęśliwi — odezwała się hrabianka, gdy znowu zostali sami. Niech pan spojrzy, z jakiém namaszczeniem Leliwa kawałek bażanta spożywa, a dowcipny Jeremi, z którego konceptu już pewnie ja sama kilka razy się śmiałam, bo się strasznie powtarza, jaki ubłogosławiony tém, że dokoła prysnął iskrami...
Mówiąc to i potoczywszy oczyma do koła stołu, zobaczyła matkę, nad którą wsparty poufale o poręcz jéj krzesła stał pochylony stary adorator, już parę razy odprawiony; czoło jéj zasępiło się, zamilkła nagle... Rumieniec oblał jéj twarzyczkę.
Lambert spojrzawszy na nią, nie umiał sobie wytłómaczyć téj nagłéj zmiany.
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/147
Ta strona została skorygowana.