— Co pani jest?
Proszę wody — odezwała się głosem zmienionym.
Hrabia pośpieszył nalać; porwała szklankę i wychyliła ją chciwie... Humor nagle opuścił biedną. Lambert uczuł się w obowiązku teraz przerwać tę ciężką zadumę; ale zamiast odpowiedzi otrzymywał tylko wejrzenia smutne. Eliza położyła serwetę na talerzu, zaczęła nakładać rękawiczki...
— Miałeś pan słuszność, rzekła, że ja jestem nie surową, ale okrutną. Godziż się sądzić i potępiać? Któż wie co się dzieje w duszach tych ludzi, co się śmieją wesoło, co się bawią pusto, coby się upić radzi, aby o bolu zapomnieć?... Zajrzawszy w głąb ich... znalazłaby się wszędzie kropla jadu, łza zastygła... srom zlodowociały, wspomnienie trupie... A! litość mieć trzeba!
— Masz pani stokroć słuszność — gorąco odparł Lambert, — tak jak teraz pani, sądzić potrzeba łudzi z litością i miłosierdziem, z pobłażaniem... Z tém uczuciem wszystko się nam wyda inaczéj...
— Tak z uczuciem tém! zamyślona powtórzyła Eliza — ale uczucia za mało! Uczucie powinno prowadzić do czynu... Ten co się lituje, powinien ratować upadłych i być Samarytaninem...
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/148
Ta strona została skorygowana.