— A! tak jest rzekł Lambert — to są obowiązki...
— Życie jest smutne! szepnęła.
— Niewesołe — potwierdził Lambert...
— Niechby choć było czyste! dodała jakby sama do siebie...
Tak niezmiernie smutno i dziwnie skończyła się rozmowa, może jeszcze większe czyniąca wrażenie na Lambercie, niż piérwsza jéj część w salonie. Ruszono od stołu; hrabianka machinalnie wzięła jego rękę.
— Pamiętaj pan — odezwała się cicho — coś powiedział sam, że ludzi sądzić potrzeba z litością, z miłosierdziem, z pobłażaniem... Wdzięczna panu jestem za te słowa i zapiszę je w pamięci... Rozdzielili się właśnie gdy mówić skończyła, i lekkiém skinieniem głowy i uśmiechem smutnym go pożegnała...
— Il est à nous! szeptała z daleka hrabina Julia...
— Przepadł z kretesem! mówił pułkownik; — jeśli teraz głowę ocali — no — to chwat!
W istocie chłodnemu pozornie Lambertowi gorzała głowa i serce. Nie to, co mówiła hrabianka Eliza, ale jak mówiła — przejęło go i wzruszyło. Domyślał się w jéj duszy jakichś walk, cierpienia, rozpaczy niemal... miał litość nad istotą, może nie stworzoną do tego świata, w który ją losy popchnęły. Z całkiem zmie-
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/149
Ta strona została skorygowana.