wam wszystkie, jakie państwa nietylko spotykają, ale mogłyby dotknąć.
— Dzięki Bogu w téj chwili... odezwała się staruszka.
— Nie ma nic złego, to pewna, dodała Aniela — ale dla mnie ta groźba zawieszona nad hr. Lambertem, na którego swobodę i szczęście czyha taka kobieta, jak hrabina Julia...
Zasępiła się hrabina Laura nieco.
— Tego się nie ma co lękać, odezwała się — bo Lambert jasno widzi i zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa; a zręczność i przebiegłość hr. Julii na nic się jéj tu nie przyda.
— A! pani moja! pani! nie radabym jéj przestraszać... szepnęła Aniela.
— Wiesz co? mów...
— Tyle tylko co mi Adolf opowiadał o wieczorze u państwa Stanisławowstwa.
— Ale na tym wieczorze nie było nic!
— A! pani! żywo przerwała Aniela: hrabia Lambert zapewne nie chcąc pani straszyć, nie przyznał się do tego... Formalnie go panna oblegała, kazała się do stołu posadzić przy nim, nie dała mu tchnąć, nie spuszczała go z oka — i doprowadziła do tego, że wyszedł rozgorączkowany...
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/153
Ta strona została skorygowana.