cniejsze przekonanie, iż zostałem przez nią oskarżony...
— Przezemnie! podchwyciła Aniela.
— Tak jest... niech się pani tego nie wypiera — dodał uspokajając się Lambert, gdy panna coraz się więcéj zdawała rozgorączkowywać. Tak jest — oskarżyłaś mnie pani o zbytnią jakąś grzeczność dla hrabianki Elizy...
Aniela milczała spuściwszy oczy.
— Może — odpowiedziała po namyśle. Czy to ma być zbrodnią? — dodała szydersko.
— Mogę panią zapewnić, że to jest omyłką, bo na nic się nie przyda, a w dodatku niezręcznością... Pani ani chcesz mi przebaczyć, ani zapomnieć...
Aniela spojrzała na niego bystro.
— Nie zapieram się — pamięć mam, w któréj się nic nie zaciera; a nie jestem dość święta, bym krzywdę wyrządzoną mogła darować.
— Krzywdę? podchwycił Lambert...
— Tak jest, z niezwyczajną gwałtownością zawołała Aniela — krzywdę. Jeśliś mi pan nie wyrządził krzywdy na honorze, temu — temu tylko winien Bóg, co strzegł sieroty — lecz nie jestże krzywdą odebrać spokój, zatruć całe życie, rzucić ogień w duszę... A! panie!
Mówić dłużéj nie mogła, hrabia stał przygnębiony.
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/156
Ta strona została skorygowana.