Anieli płacz spazmatyczny nie dał dokończyć. Hrabiego łkanie to nieprzyjemnie podraźniło i od drzwi się zwrócił, chcąc ją uspokoić — ale ręką nakazująco wskazała mu na nie.
— Proszę iść ztąd! zawołała łkając — proszę iść — i nie wracać. Nie mamy z sobą nic wspólnego teraz. Byłam ofiarą jego — teraz będę mścicielem... Siły mam małe, ale ból wielki i zemstę karmię straszną...
Lambert wyszedł pogrążony w sobie, i nie chcąc w tym stanie ducha pokazywać się przed matką, któraby czegoś się domyślać musiała, wrócił po cichu do siebie...
Dziwne były obyczaje domu pani hrabiny Julii. Widzieliśmy już, że mąż i żona widywali się rzadko, mieszkając pod jednym dachem. Matka przywiązana do córki, od niejakiego czasu była z nią także w stosunkach nie macierzyńskich. Spotykały się z sobą, a nie można było powiedzieć, by żyły razem. Energią przechodziła hr. Eliza matkę, i robiła z nią co chciała. Czasem łagodnie matka się opierać starała, w końcu uległa zawsze. Własne dziecko trwożyło ją niekiedy.
Nie mogły się zresztą zgodzić w upodobaniach i obyczajach, bo pani Julia nie znosiła samotności ani na chwilę, pozostawiona sama