Uściskały się...
— Mówże i zrzuć co ci cięży, dodała Gertruda.
— Regestr byłby za długi — mówiła Eliza z wolna — cięży mi wszystko począwszy od sukni do — nazwiska; ciężą mi ludzie, przyszłość i przeszłość, a teraz w dodatku...
— Miłość! szepnęła Gertruda.
Eliza smutnie skinęła głową.
— Jest to uczucie które mi powinno było obrzydnąć, bo je widzę ciągle sprofanowane, skarykaturowane obrzydle... Od kolebki niemal latało koło mnie swemi skrzydły motylemi... naprzykrzone... Byłam małą, gdy mi mania mówiła o kochankach... Musiałam być świadkiem i komedyj, i tragedyj miłosnych — kiedym znaczenia ich nie znała jeszcze... W jednéj z nich czynną grałam rolę, gdy mnie mama chwyciła na ręce...
A! ale nie mówmy o tych okropnościach...
Niedawno jeszcze wszyscy ci panowie, w których mogłam się kochać, wydawali mi się tak śmieszni, tak mi było zabawnie obracać nimi jak pionkami na szachownicy...
A teraz?...
Zwróciła się nagle do Gertrudy.
— Wystaw sobie, od tego wieczoru ani był, ani się pokazał, ani dał mi poznać, że mnie zrozumiał. A byłam zuchwała, byłam...
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/165
Ta strona została skorygowana.