— Jesteś okropna z temi czamemi przypuszczeniami swemi — poczęła Gertruda... Nic jeszcze przecie straconego niema...
— Nic zdobytego! — mówiła hrabianka. Mama pomaga mi z całych sił swych, z całą zręcznością biednéj kobiety nawykłéj do zastawiania pastek i samołówek... Mama, to dużo powiedzieć! a mama dotąd nie mogła nic. Ojciec także radby posiłkować, ja robię co mogę — a z tego wszystkiego — nic!
Po wieczorze u Stanisławowstwa powinien był być koniecznie, zbliżyć się, okazać mi współczucie... głuche milczenie.
— Nie było zręczności — mówiła Gertruda.
— Powinien jéj był szukać...
Zadzwoniono do drzwi, gospodyni się zerwała niespokojna.
— Nieznośna jakaś wizyta! wstając odezwała się Eliza, — wypędzą mnie.
— Czekaj, to może doktór Bednarski: nie zabawi długo...
Zamiast doktora w progu ukazała się dawna znajoma i przyjaciółka Gertrudy, z dala też znajoma Elizie, pani Rusińska. Zwykle raźnie wyglądająca i wesoło, twarz miała smutną. Zobaczywszy hrabiankę, chciała się cofnąć, ale ta sama wyszła naprzeciw niéj.
— Chodźże do nas — odezwała się, — dawno jéj nie widziałam, rada jestem.
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/168
Ta strona została skorygowana.