Rusińska rozrzewniona była tą dobrocią i poceremoniowawszy się trochę, siadła z wolna wracając do humoru dawnego. Oczka jéj zaświeciły i białe ząbki błysły z pod warg różowych...
— A! wieki już jakem hrabianki nie widziała — poczęła; — już się zdawało, że chyba piękniejszą być nie może, a teraz...
Złożyła ręce.
— Co za dziw, że młodzież głowy traci!
— Kochana Rusińska, wtrąciła Eliza zimno: mam takie szczęście, że dla mnie tracą tylko głowy ci, co ich nigdy nie mieli.
— O! już to przepraszam! za jednego aby ująć się muszę — zawołała wdowa.
— Naprzykład? spytała Eliza.
— A! to mój sekret...
— I nie zechcesz mnie nieszczęśliwéj pocieszyć szepcząc na ucho... moja Rusińska!
Przymiliła się do niéj bardzo.
Napastowana tak Rusińska, szepnęła jéj coś na ucho. Rumieniec okrył twarzyczkę Elizy.
— Bałamucisz — rzekła, — gdyby tak było, jabym się tego domyśliła — niestety!
— No, to mówmy otwarcie, bo dla kochanéj panny Gertrudy pewnie sekretów nie ma. Ja to wiem z najlepszego źródła.
Mówiąc to spuściła oczy.
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/169
Ta strona została skorygowana.