siała po nią pójść matka, za Basią pan Adolf poszedł na górę. Rodzaj modus vivendi tymczasowy został uchwalony...
Referent tymczasem dowiedziawszy się o rywalu na dole, całkowicie bywać przestał. Wdowa najprzód się mocno obruszyła, a potém zaczęła go z błotem mieszać i lekceważyć. Musiała sobie powiedzieć, że nie ma innego ratunku, tylko zmusić swojego lokatora do ożenienia.
To teraz było jéj myślą i troską jedyną. Ona czy on miał być zwycięzcą w téj walce? przewidywać nawet było trudno...
P. Siennicki w początkach gwałtownie zdobywając pozycyę w domu wdowy, daleko więcéj liczył na jéj słabość, niż w istocie mógł z niéj korzystać. Przywiedziona do ostateczności Rusińska, gotowa go była wziąć choćby głodem. Panu Adolfowi zdawało się, iż będzie miał przy mieszkaniu, stół i wszystkie życia potrzeby zaspokojone. Obiecywał kiedyś w przyszłości te rachunki popłacić; lecz Rusińska mu wręcz oświadczyła, że karmić go nie myśli.
Przychodził pod rozmaitemi pozorami w czasie obiadu; odprawiono go ode drzwi, albo nie proszono wcale.
Gdy się żalił, Rusińska mu odpowiadała:
— Chcesz mieć spokój, no, to się żeń.
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/174
Ta strona została skorygowana.