To „żeń się!“ powtarzała mu tak nudnie, tak nieustannie, a była tak nieubłaganą w postanowieniu nieżywienia go, i niedawania żadnéj pomocy, iż p. Adolf nareszcie był zmuszony myśléć o innych środkach sustentowania się, bo pensya nie mogła mu starczyć nawet na ubranie, które było pierwszą i najgłówniejszą potrzebą. Wolał, jak wielu podobnych, nie jeść obiadu, a kupić rękawiczki.
Znajomość z hr. Zdzisiem, o którym wiedział, że był bardzo bogaty i łatwy do wydawania pieniędzy, w początkach dała mu nadzieję, że się około niego będzie mógł pożywić. Nie chciał jednak uczynić tego w sposób przyszłość kompromittujący. Udawał przed nim zawsze kuzyna hr. Laury, człowieka, który w przyszłości ma pewne sperandy.
Charakteru hr. Zdzisia trudno było określić, żyjąc z nim nie łatwo go było zrozumieć. Rodzice wychowali jedynaka na panicza, miał wszystkie przymioty i wady stanu swego. Bardzo przystojny mężczyzna, bo go nawet nie zwano inaczéj tylko pięknym Zdzisiem, chciał szczególniéj słynąć jako zdobywca serc.
Kobiety najrozmaitszych piękności, byle tylko należące do wyższych sfer towarzystwa, pociągały go niezmiernie. Zapalał się łatwo i szalał, szczególniéj dla tych, które mu ożenieniem nie groziły. Rodzice dla lustru i stosunków
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/175
Ta strona została skorygowana.