mny, bez życia, nudził się, a obarczany wymówkami, wypierał się niezręcznie... Hrabina wpadła w końcu na myśl, że miłostki być muszą z rodzaju tych, do których się mężczyźni nie przyznają, choć bywają niemniéj namiętne i gwałtowne od tych, któremi się chlubią. Gotowa była dla odzyskania straconego i niemogącego już jéj powrócić gacha, a jak sama mówiła — serca — na wszelkie ofiary... Podwojono nadzór nad nieszczęśliwym Zdzisiem. Przekupiony sługa jego mógł tylko o tém zapewnić, że pan pisywał dużo listów i odbierał wiele kobiecą ręką adresowanych.
Jakim sposobem jeden z nich dostał się do rąk hrabiny Julii — powiedzieć nie umiemy.
Nazajutrz potrzeba było wezwać doktora... Hrabina zachorowała mocno, leżała dni kilka, zebrała wszystkie siły, aby wstać i posłała po winowajcę.
Szczęściem dla autorki listu, ręka jéj była nieznana hrabinie, a z saméj treści tyle się mogła domyślać, że pisała go osoba niezamężna i niemająca nadziei, aby ją hrabia zaślubił.
Przy szczelnie zamkniętych drzwiach, w godzinie przedwieczornéj, w małym saloniku hrabia zmuszony się stawić, przebył pierwszą w życiu scenę tak gwałtowną, tak przykrą, tak straszną nawet, iż gdy po godzinie męczarni, podarty ów list mnąc w ręku wyszedł
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/193
Ta strona została skorygowana.