podstarzały, średnich lat mężczyzna, chociaż się przedstawiał od razu jako człowiek dobrego towarzystwa, miał w sobie coś ekscentrycznego. Oczy jego biegały żywo i niespokojnie, na czole wypiętnowana była skłonność do monomanii, gdzieindziéj zawsze zdawał się być myślami, i pomimo uprzejmości popełniał ciągle omyłki pochodzące z roztargnienia. Za to wyraz ust jego był słodki i uśmiechający się ciągle...
Szordyńska miała tę powagę wymuszoną osób, które się czując w położeniu podrzędném, radeby fantazyą dopełnić to, czego wiedzą, że im braknąć musi. Piękna, niemłoda już twarz, zdradzała ciągły wysiłek i pamięć na siebie, coś kunsztownego i nienaturalnego było w niéj całéj, chociaż mogła być sympatyczna, gdyby duma z dawnéj niezależności pozostała, nie otaczała jéj chłodzącą atmosferą. Naostatek panna Marta, bojaźliwa, z oczkami spuszczonemi, niepewnym krokiem wchodząca blondyneczka, wątła, blada, rumieniąca się i blednąca nieustannie, lękająca się spojrzeć i przemówić, dopełniała trójki, którą hrabina bardzo żywo się zrywając z kanapy, powitała z serdecznością, na jaką się rzadko dla kogo zdobywała.
Zbliżającą się księżniczkę Martę zaczęła całować i ściskać, wpatrując się w nią, zachwy-
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/200
Ta strona została skorygowana.