— Byłbym pośpieszył na usługi wcześniéj, rzekł Leliwa, ale nie chciałem być natrętny...
— Ty! natrętny! rozśmiał się książę.
Zaledwie siedli, książę już zagaił o wydobycie swéj paki z książkami i ułatwienie formalności do jéj odzyskania, które chciał Leliwie powierzyć.
— Nie mogę się rozgospodarować bez moich książek — mówił gospodarz; — zmiłuj się jedź ty po nie i wyproś, aby mi oddano.
Leliwa podjął się téj usługi. Książę potém zaczął mówić o rozprawie, którą pisał i chciał posłać sławnemu meteorologowi hollenderskiemu; o artykule w gazecie, przeciw któremu chciał małą notę umieścić w jakimś dzienniku; pytał o uczonych, o posiedzenia „Biblioteki Warszawskiéj“ o sztukę dramatyczną, gdyż i ta go zajmowała żywo...
Gdy się wyczerpało mnóztwo tych przedmiotów, na które książę wpadał nie wiedzieć jaki upatrując między niemi związek, zaledwie dając tchnąć Leliwie, — pułkownik w końcu gwałtem zwrócił mowę do spraw potocznych.
— Cóż to przecie księcia sprowadziło do nas? rzekł; bo jużci wolałbyś zimować w Paryżu, w południowéj Francyi, gdzieś na brzegu Włoch, w Rzymie nawet, niż tu.... Książę nigdy nie lubiłeś naszego poczciwego miasteczka.
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/209
Ta strona została skorygowana.