panna była piękna i chwytająca oczy swą oryginalną pięknością, któréj charakteru dodawały włosy kruczéj czarności w ogromnych splotach ukrywające główkę nieco pochyloną, jakby pod ich ciężarem się uginała.
Hrabina spojrzała na nią.
— Anielciu! herbata! odezwała się...
Szeptem niedosłyszanym dała odpowiedź kłaniając się pułkownikowi. Prześliznęła się potem jak cień po salonie, i cicho znikła we drzwiach do jadalni wiodących...
Hr. Lambert zdawał się nie widzieć nawet, gdy się tak przemykała dyskretnie.
— Hrabia był dziś u pani Julii — odezwał się pułkownik — nie prawdaż? to... nieśmiertelna piękność i młodość?? Nie może nietylko podstarzeć, ale jest jeszcze młodziuteńką.
Staruszka się uśmiechnęła trochę ironicznie.
— Niestety! rzekła — ma metrykę żywą przy sobie...
— A cóż nasz hrabia mówi o téj metryce? spoglądając na niego bystro, zawołał Leliwa...
— Mówię tylko to co wszyscy — odparł młody hrabia: że jest — bardzo piękną.
— Żywy obraz matki gdy ten wiek miała — począł pułkownik, — z tym dodatkiem, że wyrazu niewinności anielskiéj, téj — candeur... jaką ma hr. Eliza, tamta, trochę trzpiotowata i fi-
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/21
Ta strona została skorygowana.