— Mówmy szczerze.... jak rodzice, których los dzieci nad wszystko obchodzi.... Lambert nie ma jakiéj miłostki w sercu?
Hrabina Laura zarumieniła się mocno.
— Pewna jestem mój książę, iż już ci coś szepnięto, nie bez złéj myśli, o czém byłbyś się dowiedział odemnie. Hrabina Julia z całą swą przebiegłością, mogę śmiało powiedzieć, szatańską, wywarła wszystkie siły i czary własne i córki, aby mi pochwycić Lamberta. Wiem o tém, wiedziałam, żaden krok jego nie uszedł baczności mojéj. Bałamucono go, mogło się ludziom płochym zdawać, że będąc grzeczny tylko, musiał być zakochany, bo dziewczyna i bardzo śliczna, i jak ogień sprytna, niesłychanie śmiała.....
Mogła bawić Lamberta, i powiem ci otwarcie, żem się jéj dla niego obawiała — lecz, czyż podobna, aby mając do wyboru między tym twoim aniołkiem, a tą jakąś.... swawolnicą roztrzpiotaną, nie poczuł gdzie jest dla niego szczęście!
— Tak, tak! przebąknął książę zadumany, ale te swawolnice wielki urok mają.
— Na nieszczęście — odpowiedziała hr. Laura — lecz nikt z niemi nie idzie do ołtarza.... Skoczyć w przepaść w chwili szału.... tylko nie związać się na całe życie. Lambert ma przed oczami los hr. Ludwika, historyę hr. Julii
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/217
Ta strona została skorygowana.