glarna zawsze, nigdy nie posiadała. Doskonale pamiętam ją panienką!!
— Wzdychałeś do niéj?
— Ilu nas było, wszyscy! Któż do niéj nie wzdychał? z kogo się ona nie śmiała? mówił Leliwa — ale była bon enfant.
Staruszka milczała, gość mówił coraz się unosząc więcéj i śpiesząc mocniéj.
— Ja przypominam sobie jéj babkę... (hr. Elizy s’entend), — i ta była równie piękna, równie żywa.
— I równie... płocha? bardzo cicho szepnęła staruszka, głowę podnosząc i zwracając się do pułkownika.
— Równie... zachwycająca, dodał żywo pułkownik, jakby zapytania nie słyszał lub nie zrozumiał. Osobliwa rzecz — wtrącił po chwilce, nadając wielkie znaczenie swemu postrzeżeniu — babka zachowała swą piękność i — towarzyskie przymioty do późnéj starości. Guwernerowie wnuków jeszcze się w niéj kochali... Toż samo zdaje się hrabina Julia odziedziczyła.
— Ale ta wcale nie jest jeszcze tak... tak w latach? odezwała się hrabina.
— Za pozwoleniem pani, przerwał z pośpiechem pułkownik: miała lat dwadzieścia gdy za mąż poszła, wiemy rok urodzenia hrabianki Elizy, zatém...
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/22
Ta strona została skorygowana.