Dziwiąc się temu upadkowi dumnéj dziewczyny, wdającéj się w romans pokątny, hr. Lambert zapomniał, że nie było to wcale nadzwyczajniejszém nad jego własną miłość dla ekscentrycznéj panny Elizy....
Prędzéj nawet można sobie było tłómaczyć słabość kobiety, sieroty, któréj zaświeciła jakaś nadzieja łudząca lepszego bytu, niż jego fantazyę dla dziewczęcia, od którego dzieliły go nieprzełamane zapory....
Ubrawszy się prędko i rozważywszy nieco jak ma do sprawy przystąpić, Lambert pojechał wprost do p. Zdzisława, u którego bywał bardzo rzadko. Zastał go jeszcze w rannym stroju, u komina, z głową dziwacznie potarganą, w humorze jakimś złym i zniecierpliwionego....
Nie byli z sobą na stopie wielkiéj poufałości, chociaż piękny Zdziś się o to starał. Lambert wielką grzecznością, pełną chłodu przyzwoitego trzymał go na pewném oddaleniu. Nie znali się też głębiéj oba, i żaden z nich charakteru właściwego przeciwnika się nie domyślał. Lambert miał Zdzisia za dosyć pustego i próżnego chłopca; Zdziś go za pyszałka, arystokratę.
Podanego cygara nie przyjąwszy, nie siadając nawet, hrabia Lambert z pewnym uroczystym akcentem oświadczył gospodarzowi, że ma
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/235
Ta strona została skorygowana.