lem; postanowiły więc dziewczęta poddać się srogiemu losowi, a gdy tylko nadarzy się zręczność, powołać Włocha, aby ratował ukochaną od przemocy. Włochowi, który miał wkrótce dojść do pełnoletności, i właśnie matkę stracił, księżniczki przywiązanie było i z tego względu na rękę, że Marta była bogata, a Włoch choć z tytułem i imieniem staréj rodziny, prawie ubogi.
Korrespendencyę ułatwiała Józia tak zręcznie, iż nikt się jéj nie domyślał. Własny romans był jéj już obojętny, bo na wsi zaraz znalazła sobie adoratora jednego, a drugiego miała już w parę dni po przybyciu do Warszawy, — księżniczka zaś stale trwała w swéj miłości gorącéj dla pięknego włoskiego chłopaka.
Z początku uważając księżniczkę prawie za dziecko, ani ojciec, ani Szordyńska otwarcie jéj nie mówili o projekcie. Chciano dać czas Lambertowi zapoznania się, zbliżenia, a hrabinie Laurze przyswojenia trochę dzikiéj panienki. Wszystkie usiłowania w tym kierunku dotąd na niczém pełzły, gdyż zimna, nieśmiała księżniczka, z wymuszonym uśmiechem, ledwie pół słówkami odpowiadała na pytania, a grzeczności, pieszczoty prawie natrętne hrabiny Laury żadnego na niéj nie czyniły wrażenia.
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/255
Ta strona została skorygowana.