Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/272

Ta strona została skorygowana.

i jesteśmy wolne.... żyjemy! Jak panienkę kocham! Tak! tak! Nie ma innéj rady.
Nauka ta zbawienna zdała się trafiać do przekonania księżniczki, bo gdy wieczorem przyjechała hr. Laura, gwałtem z sobą ciągnąc Lamberta, po raz podobno piérwszy panna Marta zaszczyciła go rozmową, którą on — niestety! wziął za podyktowaną reparacyę przedobiedniéj.




Czytelnicy posądzić nas mogli, o zapomnienie jednéj postaci, która pokazawszy się nam w początku opowiadania tego, zupełnie potém znikła ze sceny — albo sami o niéj zapomnieli. Musimy więc odświeżyć w ich pamięci skromnego księcia Adama; który milczący siedział przy herbacie u hr. Laury i ukradkiem na pannę Anielę spoglądał. Mówiliśmy już, iż do swego tytułu nic a nic nie był podobny, wydawał się jak jakieś książątko in partibus infidelium.
Cicha ta istota, nie dla tego na początku opowiadania spoglądała na pannę Anielę, ażeby miała szczególnym dla niéj jakimś pałać affektem; książę ten tak samo bojaźliwie i skromnie przypatrywać się był zwykł wszystkim pannom, bo niemal ogólnie ku całemu rodzajowi panieńskiemu miał pociąg człowieka, którego fatalizm ściga w ożenieniu.