gała od Lamberta, ażeby zamiast zwyczajnéj podróży poślubnéj za granicę, przybył z młodą żoną do Zagórzan, i tam w ciszy lasów miesiąc czy więcéj z nią przepędził.
Lambert był teraz jakoś bezwładny i obojętny, więc i w tém odwołał się do — woli matki, która zresztą zgadzała się na myśl kasztelanicowéj i sama im towarzyszyć chciała.
Przygotowania do wesela szły z piorunową szybkością, wszyscy niemi zajęci byli wyłącznie, najmniéj Lambert.
Z obowiązku chodził do narzeczonéj codzień, próżno oczekując chwili szczęśliwéj, w któréjby mu weselsze pokazała oblicze. Panna Marta pod pozorem wyprawy, na krótko tylko wychodziła, i zawsze znajdowała pretekst jakiś do ucieczki jak najprędszéj z salonu. Ojciec dał jéj najnieograniczeńszą swobodę co do wyboru i kupna, i Szordyńska nawet, z dawną swą powagą występując, nie mogła kapryśnéj księżniczki powstrzymać od bardzo dziwacznych nabytków. Hr. Laura także próżno dawała jéj dobre rady, — robiła swoje. W przededniu ślubu nie chciała draźnić panny młodéj, ojciec szczególniéj nalegał na to, aby jéj dać wolę zupełną.
Józia i ona decydowały więc, i dokazywały....
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/326
Ta strona została skorygowana.