Narzeczony gotów był w tém i we wszystkiém spełniać jéj rozkazy.. Starania o swą wyprawę zdawszy na matkę, hrabianka używała, jak się wyrażała, ostatnich chwil swobody swéj, ze zwykłą — nieoględnością. Jeździła, chodziła sama, ze służącym, z panną Gertrudą, nie bywała po całych dniach w domu, robiła co chciała, i hrabinie Julii, która dobrze znała córkę, zdawało się, że usiłowała się zadurzyć (jak mówiła), zapomnieć o tém co ją czekało.... Najdziwniejsze zachcianki ją opanowywały.
Jak tylko nadeszła wiosna i przechadzki oschły cokolwiek, hrabianka zaczęła korzystać z powietrza, nie zważając nawet na opalenie się, które w téj porze ma być najniebezpieczniejsze....
Na jednéj z tych samotnych pogoni za fantazyami, za nowemi widowiskami, za czémś mogącém się dać zapomnieć lub rozweselić, hrabianka spotkała w Saskim Ogrodzie hr. Lamberta. Chciał on pokłoniwszy się ominąć ją, gdy mu znak dała, aby się zatrzymał, i podeszła ku niemu.
— Już choćbyś się hrabia miał skompromitować w obec swéj narzeczonéj, rzekła, możesz mi maleńką chwilę poświęcić. Mówić nam z sobą wolno? nie prawdaż? Kto wie kiedy się znowu na świecie zobaczymy! A po weselu dokąd państwo myślicie?
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/329
Ta strona została skorygowana.