oznajmując, że pani jeszcze drzemie, ale chorą bardzo nie jest.
— Proszę hrabiny dobrodziejki, dodała, ja ją znam od dziecka, strasznie nerwowa, trzeba menażować ją.
Hrabina nie słuchając dziewczyny, weszła wprost, miała już wstręt do Józi — znalazła synową istotnie w stanie gorączkowym, i w początku myślała już o doktorze, gdy Marta, obawiająca się przenikliwych oczu obcego człowieka, uprosiła, aby jéj tylko spocząć dano.
Tłómaczyła się, przy pomocy nieodstępnéj Józi tém, że w ostatnich dniach tyle miała do czynienia, że się jéj siły wyczerpały. Znowu tedy usilnie się dopraszała, aby jéj było wolno zostać w swoim pokoju i wcale dnia tego nie wychodzić, a Józia ofiarowała się być przy niéj, co hr. Laura dosyć kwaśno przyjęła.
— Proszę wierzyć, że mnie z nią najlepiéj będzie, dodała szybko pani młoda. Józia mnie najlepiéj zna, ja się z nią nie żenuję....
W początkach niechcąc się sprzeciwiać synowéj, hrabina zgodziła się i na Józię i na wszystko.
Przez cały jednak dzień nie pozostała ona przy choréj, gdyż z południa się zaraz wyśliznęła z pokoju i pobiegła do miasta.
Musimy się zwrócić teraz do p. Adolfa, którego stosunek z Józią przeciągnął się dłużéj
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/350
Ta strona została skorygowana.