niż trwało przepisywanie memoryału. Chociaż kopista starał się, aby robota szła powoli, książę w końcu tak nalegał i przyrzekł tak wspaniałą indemnizacyę gdy będzie gotowa, iż nareszcie dzieło to dokończyć musiał Siennicki. Ale i on i panna Józefa przewidując, że się już widywać nie będą mogli, za wczasu obmyślili inne ciche schronienie, w którém o umówionych godzinach spotykać się mieli bez niebezpieczeństwa. W pobliżu pałacu była mała cukiernia z kawiarnią połączona, którą utrzymywał niejaki Saratelli, syn cukiernika Włocha, urodzony już w Warszawie i włoskiego nie mający nic oprócz nazwiska. Cukiernia była licha, ale swoboda w niéj nieoceniona. Kilka pokoików osobnych dla przyjaciół i znajomych gospodarza, a nawet dla osób znających się na rzeczy, stało zawsze opróżnionych na wypadek, gdyby się tam z kim chcieli sam na sam rozmówić.
Saratelli był wyrozumiały, zamykał oczy na sprawy cudze, i nieźle mu się z tém działo. Dawniéj znajomy p. Adolfowi, gdy ten poprosił go o kątek dla poufnéj rozmowy z pewną „kuzynką,“ z którą gdzieindziéj się nie mógł widywać, Saratelli rozśmiał się, machnął ręką i zgodził się na danie przytułku czułéj parze. Trzeba dodać tylko, że znał Adolfa nieżonatym i o jego ożenieniu nie wiedział wcale, bo
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/351
Ta strona została skorygowana.