Gdy się przed weselem jeszcze schadzki w cukierni codziennie pod opieką Saratellego odbywały, mający do biuralisty ząb, pan referent, którego on od wdowy odsadził, najrzał jakoś, że Adolf do cukierni zbyt często ukradkowo uczęszcza, dostrzegł też jednocześnie przychodzącą szybkim krokiem, a potém wybiegającą jak przepłoszoną panienkę — domyślił się, że nie musi to być bez kozery. Mieszkając w sąsiedztwie, znał poufale Saratellego, i raz po cichu spytał go, czy istotnie ta panienka i Adolf...?
Cukiernik śmiejąc się potwierdził głową.
Pan referent zarumienił się z gniewu, zakąsił po wódce wypitéj pasztecikiem i rzekł w duchu:
— A! szelma! dawno się to ożeniło! ha! kobietę taką miłą oszukuje! Nie ujdzie mu to bezkarnie.
Od dawna nie bywał już u wdowy, od wesela wcale jéj nie widział nawet; nazajutrz po wyprowadzonéj indagacji, wybrał sobie godzinę, gdy był pewien, że gospodarza w domu nie zastanie, i zadzwonił do drzwi pani Siennickiéj.
Ta, gdy sama mu otwierając, poznała dawnego swego przyjaciela, zapłoniła się, zmieszała, potém śmiechem nadrabiając zaprosiła go do środka, głośno zaraz umyślnie zapewniając go, że mąż lada chwila powróci.
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/353
Ta strona została skorygowana.