Tego dnia Siennicka nie mogła już pobiedz do Saratellego i była zmuszona udawać przed mężem jakoby nie wiedziała o niczém. Kosztowało ja to wiele, a grała swą rolę tak źle, gniew jéj tak strzelał oczyma, wybuchał ustami, zdradzał się w obejściu, iż pan Adolf powziął podejrzenie jakieś.
Wyłajała go najprzód za opóźniony powrót do domu — potém nie dała się ani zbliżyć do siebie, — a wykłóciwszy się, milcząca siedziała w rogu kanapy z Basią, ani patrząc na zdrajcę.
Zdrajca poszedł spać wcześnie. Rano gdy on jeszcze był w biurze, Siennicka pobiegła do Saratellego, którego nie znała.
Wzięła go na stronę.
— Pan znasz Adolfa Siennickiego? spytała.
— A no, znam go! odparł cukiernik.
— Prezentuję się panu jako jego żona — dodała jéjmość.
Saratelli na krok odskoczył.
— Nie wiedziałeś pan pono, że był żonaty?
— Ani mi się śniło!
— Otóż łajdak jest, zdrajca, mówiła kobieta: ma tu schadzki z jakąś dziewczyną; ja o tém wiem. Nie winię pana — co komu do tego jak kto sobie poczyna? Miejże litość nademną — proszę cię i błagam, daj mi obok pokoik, abym gdy się zejdą, mogła tego łajdaka schwycić z jéjmościanką, i dać im naukę!
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/356
Ta strona została skorygowana.