— Ale jutro stanie się nieszczęście i już będzie za późno. Tu idzie o panią, o hrabiego! o....
Niedowiarek im więcéj nalegała Siennicka, tém zdawał się bardziéj podejrzewać ją, że własną jakąś miała sprawę, i odpowiadał już z fukaniem i groźbą.
— Co to to? karczma czy co? Kiedy mówię, że nikogo o téj godzinie wpuszczać nie kazano, to finis, skończyło się. U nas tu tak sobie zajeżdżać po nocach nikt nie pozwala.
Biło pół do jedenastéj na zegarach. Siennicka szturmowała rozpaczliwie. Słysząc tę wrzawę u bramy, podszedł kamerdyner hr. Laury, aby się dowiedzieć o przyczynie. Siennicka błagała go, aby hr. Laurze dać znać o niéj, iż przybywa w interesie niecierpiącym zwłoki, tyczącym się samych hrabiów.
Stary, wytrawny sługa, słuchał niecierpliwie poplątanéj mowy pani Adolfowéj, i nabierał coraz mocniejszego przekonania, iż musi iść o wyłudzenie pilnéj pomocy u hrabiów; nie dał się poruszyć, i tonem poważnym dał admonicyę surową natrętnéj jéjmości, aby zaprzestała nadaremnych szturmów, z których dla niéj tylko nieprzyjemne następstwa wyniknąć mogą.
Pani Adolfowa płakała już i ręce łamała; kamerdyner ruszał ramionami.
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/364
Ta strona została skorygowana.