— Niech pani jedzie do domu; jutro po dziesiątéj może ją hrabina przyjmie, ale dziś gdyby się świat walił, ja nie zaanonsuję.
— Patrzże waćpan — krzyknęła już gniewna Siennicka — że wam się on zwali na ramiona, że żałować tego będziecie — ale za późno.
Jedenasta biła powoli na zegarach w mieście — cóż miała począć odepchnięta Siennicka? zżymała się i zawołała na dorożkarza, aby ją wiózł do domu.
W pałacu najgłębsza panowała cisza, od frontu w żadném oknie światła nie było. Hrabina Laura w swoim pokoju siedziała nad listem poufnym do kasztelanicowéj; hr. Lambert w dawném mieszkaniu swojém czytał nie rozumiejąc Tocqueville’a o Ameryce; przez korytarz, na który wychodziły drzwi appartamentu młodéj hrabiny, panna Józia zakazała chodzić nawet na palcach.... I nic a nic nie przerwało spokoju nocnego, — a około północy księżyc wybiwszy się z chmur oświecił drżącém swém światłem lipy ogrodu i ścieżki żwirem wysypywane....
Dziwna rzecz — furtka ogrodowa wychodząca w uliczkę, stała noc całą otworem.
Hrabina Laura budziła się zwykle około ósméj, służąca o téj godzinie odsłaniała firanki. Dzień był prześliczny.
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/365
Ta strona została skorygowana.