no — może do ojca — ale nikt wychodzących nie widział.
Zbladła mocno hr. Laura, i głosem słabym coś niewyraźnie zamruczawszy, poszła do syna.
Hrabia Lambert czytał gazetę i palił cygaro; zobaczywszy matkę, wstał śpiesząc ku niéj, lecz rzuciwszy okiem na twarz jéj, krzyknął. Blada była jak trup, i padła bezsilna na krzesło....
Nieprędko dobywszy z piersi słabego głosu, potrafiła mu coś powiedzieć o żonie — o zamkniętych drzwiach... co trudno było zrozumieć.
— Niech mama tu zostanie, ja biegnę — zawołał Lambert.
Około drzwi zastał kupkę ludzi; odprawił ich natychmiast, zostawiając tylko starego kamerdynera.
— Masz klucz ogólny? zapytał.... Był on już w pogotowiu, ale nikt się nie ważył nim posłużyć.
Lambert wziął go ręką drżącą, i otworzywszy, wszedł sam do mieszkania żony.
W pierwszym pokoju nic nadzwyczajnego dostrzedz się nie dawało; drugi stał otwarty. Lambert zbliżył się i powoli wszedł na palcach. Łóżko stało nieposłane; na stoliku widocznie z myślą jakąś ustawione były wszystkie kosztowne dary, jakie familia w klejnotach i pamiątkach złożyła pani młodéj.
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/367
Ta strona została skorygowana.