— To się może skończyć.... odparł Zdzisław.
— Jak się panu podoba — zawołała wstając Aniela, — ja idę.
Szła w istocie ku drzwiom, gdy Zdziś podbiegł ku niéj, ale już z całkiem zmienionym tonem i postawą.
— Na miłość Boga! proszęż cię! Anielko — jeśli ty mnie kochasz, nie męczże mnie, nie przywodź do rozpaczy. Widzisz jak cię kocham gwałtownie,
— I to się ma nazywać miłością? zawołała odwracając się żona — ja na to nie mam nazwiska.... Gdybyś mnie kochał tak jak ja chcę, a spodziewam się, że zasługuję być kochaną, nie upakarzałbyś mnie takiém żądaniem.... namiętném, którego ja wstydzić się muszę, nie być za nie wdzięczną!!
Zdziś korzystając z téj chwili zbliżył się bardziéj jeszcze, pocałował ją w czoło i objął rękami. Aniela z lekka go odepchnęła od siebie.
— Duszko! kiedy ja bez ciebie żyć nie mogę! wyjąknął błagająco.
Uśmiechnęła się z politowaniem.
— Więc czegoż chcesz? pojedziemy razem....
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/392
Ta strona została skorygowana.