Zwrócić chciał rozmowę na inny przedmiot, lecz niełatwo do tego przyszło. Adolf na siostrę wygadywał rzeczy straszliwe, dobył ze swych wspomnień rozmaite jeszcze inne jéj sprawy porozpoczynane a niedokonane, które o charakterze jéj świadczyły.
— A no, dosyć już tego, przerwał mu Leliwa; widzę, żeś bardzo rozżalony na cały świat. Z tego rozpaczliwego usposobienia nic dobrego nie wyrośnie. Słuchaj mnie, panie Adolfie: takie życie, jakie teraz prowadzisz, nie zdało się na nic. Trzeba z żoną obmyślić jakiś modus vivendi, do domu powrócić i uregulować się.
— Ja już dwa razy próbowałem! odparł Adolf — jak zacznie mi ta jędza do oczu skakać, nie ma sposobu. A ja jéj też tego zamknięcia w izbie, na które ludzie patrzali i śmieli się ze mnie, darować nie mogę.
— Aleś na nie zasłużył, chcąc od niéj uciekać — odparł Leliwa.
— To co? wtrącił Adolf — to co? Byłbym wrócił! Dziewczyna ładna, ale płocha, a żonaty drugi raz się żenić przecie nie mogłem. Cóż to było tak strasznego!
Rozśmiał się na tę logikę pułkownik.
— Kończ śniadanie — rzekł, — ja idę z tobą. Pójdziemy do twojéj żony, wyrobię ci amnestyę..
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/417
Ta strona została skorygowana.