kim.... Wytłómaczone to u mnie, bom i stara, i czuję winę moją, ale on — ta ofiara!
— Pani się potępia bez litości i niesprawiedliwie — poczęła zimno Aniela. Ja nie wiem kto tu winien więcéj. Nie chciałabym poruszać téj smutnéj sprawy i przykrych wspomnień, ale ja na to patrzałam. Gdyby nie zajęcie się hrabiego panną Elizą, nie trwoga o to, aby się nie wplątał, a bardziéj oplątany nie był — czyżby pani moja szukała z takim pośpiechem, z taką niecierpliwością żony dla syna? Pani była zmuszona chwytać co się nadarzyło....
— O! że Eliza przyczyniła się do tego mojego nierozważnego pośpiechu, mówiła hrabina, to pewna — alem ja zawsze winna. Lambert nigdyby się przeciw woli méj nie ożenił, nadto dobrém zawsze był dzieckiem.
— Jednak obawa pani aż nadto była usprawiedliwiona, dodała Aniela — i.... muszę powiedzieć, usprawiedliwia się do dziś dnia.
Staruszka ciekawie spojrzała. Aniela mówiła ciszéj:
— Nie chciałabym pani trwożyć i niepokoić nadaremnie — ale, do dziś dnia to rzecz nie jest skończona. O! nie! że on ją w sercu nosi — to pewna.
— Myślisz? spytała drżącym głosem matka.
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/449
Ta strona została skorygowana.