— Książę to sympatyą nazywasz? spytała szydersko.
— Mogłoby to się może nazwać inaczéj, dorzucił książę Adam. Eliza mi z tego nie robiła tajemnicy.
— I książę dozwalasz temu uczuciu pod swojém okiem się rozwijać, pobłażliwie, powiedziałabym... no — nie powiem.
— Niech pani mówi, ja się nie obrażę, rzekł książę spokojnie.
— Niedołężnie! wykrzyknęła Aniela.
Zarumienił się książę Adam, i wnet uśmiechnął.
— Jestem tak żony mojéj pewien, tak o nią spokojny, odezwał się, iż w niczém swobody jéj ukrócać nie widzę potrzeby.
— Ale te sympatye rosną, ale one mogą przybrać charakter groźny, ale ludzie patrzą, sądzą i posądzają....
— Wie pani, że o ludzi skłonnych do posądzeń, ja się nic a nic nie troszczę — przerwał książę. To dla mnie obojętna! Żony mojéj jestem pewien....
Słysząc to, uśmiechnęła się i głową dziwnie poruszyła Aniela.
— Przeznaczenie! szepnęła z wyrazem miłosierdzia.
Stali tak naprzeciwko siebie.
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/459
Ta strona została skorygowana.