mu łagodnie ten chłód dla kobiety tak dla ich domu wylanéj, tak poświęcającéj się. Lambert odpowiadał zaręczeniami najuroczystszemi, iż umie cenić wielkie przymioty jéj i najżywszą czuje wdzięczność.
Gdy choroba hrabiny już wątpliwości nie pozostawiała, że musi zakończyć się katastrofą — rozpacz ogarnęła panią Zdzisławową. Widziała się nagle pozbawioną wszystkiego, osamotnioną — opuszczoną.
Z rzadkich listów męża przekonywała się, że i na niego rachować nie może. Zdzisław otwarcie mówił o rozwodzie.
Aniela w tych dniach, w których największéj łagodności było potrzeba dla choréj wpadła w rodzaj szału rozpaczliwego.
Siedziała u jéj łóżka z rękami załamanemi, bezprzytomna, nie słysząc gdy staruszka się do niéj osłabłym odzywała głosem.
Myślała o sobie, a gdy nadchodził Lambert, mierzyła go wzrokiem pełnym nienawiści. Łzy gniewu kręciły się jéj w oczach.... Nie wiedziała co począć.
Choroba się przeciągała, — musiała więc rzucić się ku jedynemu możliwemu ratunkowi. Częstsze coraz stawały się listy do męża, i niebywała nigdy odzywała się w nich czułość.
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/474
Ta strona została skorygowana.